Marzenia o ścieżce zdrowia

Rozdroża marzeń powracają. "Rayman Legends" to platformowa epopeja złożona ze skoków, sprintu i obłąkanych cut-scenek. Choć najnowsza odsłona miała zostać wydana tylko na Wii U, podjęto słuszną
Rozdroża marzeń powracają. "Rayman Legends" to platformowa epopeja złożona ze skoków, sprintu i obłąkanych cut-scenek. Choć najnowsza odsłona miała zostać wydana tylko na Wii U, podjęto słuszną decyzję o wypuszczeniu jej na większą liczbę konsol.



"Legends" to bezpośredni sequel "Origins". Poza naszym głównym milusińskim powrócą więc postacie znane z poprzedniej części, ale znajdzie się także miejsce dla nowych bohaterów, a nawet tych, którzy wyłonią się z odmętów przeszłości. "Rayman Legends" opiera się na starym platformowym schemacie: podczas każdej planszy zbieramy "coś" – w tym przypadku urocze Małaki – by za ich pomocą odblokować kolejne plansze albo całe światy.



Poza Małakami na każdym etapie zgarniamy setki świecących Lumów. Te służą nam do powiększania poziomu swojej Czaderskości i tym samym zdobycia lepszej pozycji w rankingu. Ale to nie wszystko. Dzięki Lumom i odpowiedniej penetracji planszy możemy także dostać zdrapkę po ukończeniu danego etapu, pod którą kryje się gwarantowana nagroda, np. dodatkowe Lumy, odblokowanie stworka (który generuje pewną liczbę Lumów), remasterowanych plansz z "Origins" albo innych zabawek. Na koniec wreszcie – odpowiednia ilość Lumów daje możliwość odblokowania nowej postaci w Galerii Bohaterów. Postacie jako takie mają znaczenie czysto estetyczne i służą do odróżnienia się w trybie sieciowym.



Plansze w "Legends" stanowią esencję staroszkolnych gier platformowych. Owszem, za pierwszym razem przejdziemy niemal każdą bez większych kłopotów, ale z przyjemnością będziemy powtarzać etapy, żeby poprawić wynik.

A jak wyglądają same plansze? Bosko. Przeważająca większość etapów to klasyczna platformówka, w której idziemy w prawo i pokonujemy "ścieżki zdrowia". Na szczęście nie jesteśmy sami – na pomoc często przybywa Murfy znany z drugiej części gry. Jego pomoc jest nieoceniona: usuwa bloki z kolcami, byśmy mogli przejść dalej, albo zżera ogromne kawałki ciasta, by w ten zabawny sposób wyżłobić nam przejście w terenie. Sprawy mają się ciekawiej, gdy Murfy pojawia się przy okazji poziomów "na czas".



Zdarza się bowiem, że poza klasycznym skakaniem musimy także uciekać przed np. ścianą ognia. Jeśli miło wspominacie morderczy wycisk w niektórych momentach "Guacamelee", od razu pokochacie atmosferę tych etapów w "Rayman Legends". Jeden palec na stałe przyklejony jest do R2 (sprint), drugi – rytmicznie wciska X (skok), trzeci zaś w odpowiednich momentach – kółko (przyzwanie Murfy'ego). Jest tylko jeden problem, wystarczy najmniejszy poślizg czasowy i zaczynamy od początku danej sekwencji. Zgroza, ale o dziwo nie frustruje. Punkty kontrolne rozsiane są gęsto, zatem możemy do woli śrubować gładkość w przechodzeniu danego trudnego etapu. Pewną mutacją tej ucieczki na czas jest odwrócenie sytuacji, czyli pościg za złym czarnoksiężnikiem. Zasady są te same, ale już to, co dzieje się wokół nas – niekoniecznie. Taki etap to np. szaleńczy bieg wśród walących się w piach budynków.



Ostatni typ plansz to słynne już przed premierą kawałki muzyczne. Podobnie jak w planszach z ucieczką przed czymś i tu trzeba się wykazać płynnym przechodzeniem choćby takiego Castle Rock. Podrygiwać będziemy w takt takich utworów, jak "Black Betty" czy "Eye of the Tiger". Szkoda tylko, że tych etapów jest tak mało...

Oprawa wizualna "Rayman Legends" wywołuje na początku wyłącznie okrzyki zachwytu. Wszystkie tereny w grze wyglądają po prostu przepięknie: będziemy się przedzierać przez atakujące soczystą zielenią lasy, rozgrzane płomiennymi barwami pustynie albo mroczne zamki. Ale etap, który stoi zdecydowanie najbliżej absolutu, to pierwsza plansza w świecie "20000 Lumów podwodnej żeglugi". Przygodę zaczynamy na dmuchanej, tajemniczej wyspie i zaraz dajemy nurka w głębiny. To, z jakim smakiem i wyczuciem estetyki zrealizowano ten unikalny etap podwodny, zasługuje na najwyższe pochwały i przynajmniej jedną imprezę w raju dla grafików. Plansza ta dopełniona jest świetną muzyką stylizowaną na filmy z Jamesem Bondem. Coś pięknego.



Skoro jesteśmy przy udźwiękowieniu i ono ogółem zasługuje wyłącznie na pochwały. Muzyka towarzysząca etapom (nie tylko muzycznym), to majstersztyk tak zwanych utworów towarzyszących. Wszystkie inne dźwięki zrealizowane są równie genialnie i z odpowiednią dawką wesołej formy absurdu.

"Rayman Legends" to prawdziwa bomba w świecie gier platformowych. Plansz, które przyjdzie nam pokonać, jest bardzo dużo. Do tego siedem setek Małaków do odnalezienia, odblokowanie plansz, śrubowanie wyników, zbieranie dodatkowych Lumów... Wszystko w przepięknej oprawie audiowizualnej, która ucieszy nie tylko starych zgredów, rozkochanych w dawnych platformówkach 2D, ale i młodszych graczy. Odpowiedzią na niechęć do nowego "Raymana" może być tylko anatema.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones